Po zimie moja skóra zrobiła się jakaś sucha, spięta i szorstka. Szczególnie takie miejsca jak łydki czy łokcie dają o sobie znać. Skóra czasem aż swędzi i 'wzywa o pomoc'.
Oliwki i olejki, których używam są oczywiście niezaprzeczalnym ratunkiem, ale kiedy nie mam ochoty na taką konsystencję pojawia się problem, ponieważ z balsamami nie lubię się zbytnio. Każdy jak do tej pory był dla mnie bublem, jedynie masła do ciała czasem mnie zaskoczą pozytywnie, ale to też nie zdarza się nagminnie.
O tym balsamie czytałam dużo w sieci zanim go kupiłam, ponieważ bałam się, że to będzie znowu niewypał, ale kiedy w Super Pharmie trafił się za 12,90 zł nie oponowałam (jego regularna cena to 19,90 zł) Szczególnie, że jego pojemność to aż 400 ml. Pomyślałam, że nie mam dużo do stracenia i najwyżej jakoś go zużyję albo oddam mamie.
Na jego korzyść przemówił skład, który nie zawiera parafiny, za to cenne oleje: olejek ze słodkich migdałów, olej słonecznikowy, masło shea, olej arganowy. Do tego mocznik, kilka emolientów, lipidy mleczne, ceramidy, witamina A i E, kwas linolowy (kwasy omega 6), panthenol, witamina C.
Konsystencja jest biała i dość gęsta, ale dobrze się rozprowadza, jest odpowiednio śliska i rozsmarowanie jej na ciele jest banalnie proste.
Jeśli nie lubicie czekać aż balsam się wchłonie i trwa to wieki to dzisiejszy bohater może wydać Wam się interesujący, ponieważ zanim zdążę posmarować dolne partie ciała to posmarowane chwilę wcześniej górne już pozwalają nam się ubrać ; d
Balsam wchłania się błyskawicznie, ale nie w 100 procentach. Pozostawia lekko tłustą warstwę na skórze, jednak nie jest to nic nieprzyjemnego i po kilku godzinach znika w zupełności.
Stosowanie regularne tego kosmetyku pozwoliło mi pożegnać problem suchej skóry. Dzięki niemu naskórek wrócił do równowagi. Ciało wygląda lepiej, nabrało ładniejszego kolorytu, jest bardziej napięte, gładkie.
Balsam stosuje średnio co 2, 3 dni (niestety, lenistwo :<) i to wystarczy by zachować miękkość skóry.
Nie polecam używać zbyt dużej ilości kosmetyku, ponieważ można potem doświadczyć uczucia oblepienia, charakterystycznego dla jak choćby parafiny, której tutaj nie ma jak już pisałam ; ) Produkt ma naprawdę konkretną konsystencję i potrafi się lepić i być nieprzyjemnie wyczuwalny na skórze.
M.
Oliwki i olejki, których używam są oczywiście niezaprzeczalnym ratunkiem, ale kiedy nie mam ochoty na taką konsystencję pojawia się problem, ponieważ z balsamami nie lubię się zbytnio. Każdy jak do tej pory był dla mnie bublem, jedynie masła do ciała czasem mnie zaskoczą pozytywnie, ale to też nie zdarza się nagminnie.
O tym balsamie czytałam dużo w sieci zanim go kupiłam, ponieważ bałam się, że to będzie znowu niewypał, ale kiedy w Super Pharmie trafił się za 12,90 zł nie oponowałam (jego regularna cena to 19,90 zł) Szczególnie, że jego pojemność to aż 400 ml. Pomyślałam, że nie mam dużo do stracenia i najwyżej jakoś go zużyję albo oddam mamie.
Na jego korzyść przemówił skład, który nie zawiera parafiny, za to cenne oleje: olejek ze słodkich migdałów, olej słonecznikowy, masło shea, olej arganowy. Do tego mocznik, kilka emolientów, lipidy mleczne, ceramidy, witamina A i E, kwas linolowy (kwasy omega 6), panthenol, witamina C.
Konsystencja jest biała i dość gęsta, ale dobrze się rozprowadza, jest odpowiednio śliska i rozsmarowanie jej na ciele jest banalnie proste.
Jeśli nie lubicie czekać aż balsam się wchłonie i trwa to wieki to dzisiejszy bohater może wydać Wam się interesujący, ponieważ zanim zdążę posmarować dolne partie ciała to posmarowane chwilę wcześniej górne już pozwalają nam się ubrać ; d
Balsam wchłania się błyskawicznie, ale nie w 100 procentach. Pozostawia lekko tłustą warstwę na skórze, jednak nie jest to nic nieprzyjemnego i po kilku godzinach znika w zupełności.
Stosowanie regularne tego kosmetyku pozwoliło mi pożegnać problem suchej skóry. Dzięki niemu naskórek wrócił do równowagi. Ciało wygląda lepiej, nabrało ładniejszego kolorytu, jest bardziej napięte, gładkie.
Balsam stosuje średnio co 2, 3 dni (niestety, lenistwo :<) i to wystarczy by zachować miękkość skóry.
Nie polecam używać zbyt dużej ilości kosmetyku, ponieważ można potem doświadczyć uczucia oblepienia, charakterystycznego dla jak choćby parafiny, której tutaj nie ma jak już pisałam ; ) Produkt ma naprawdę konkretną konsystencję i potrafi się lepić i być nieprzyjemnie wyczuwalny na skórze.
M.