W tę niedziele uwzięłyśmy się z Olą na Kallosa Hair Pro-Tox ;d Recenzja tej maski, klik! pojawiła się już na blogu, jednak możecie teraz zobaczyć jak się ona sprawuje 'na żywo' ; )
Kolor moich włosów nieodświeżany od ponad 5 tygodni. Niedługo się za to zabiorę, tylko nie mam czasu skoczyć do sklepu by kupić Hennę.
Włosy zostały wstępnie oczyszczone za pomocą szamponu Isana Med. Urea. Odkopałam dziś z szafki maskę Pilomax, Aloes Wax, którą postanowiłam użyć jako odżywienie przed myciem. Niestety, po myciu totalnie się nie sprawdzają u mnie Pilomaxy, toteż takie zastosowanie wydało się warte wypróbowania.
Około łyżkę maski, która ma wspaniałą, gęstą, maślaną konsystencję pomieszałam z łyżką olejku dwufazowego Evree {recenzja, klik}. Całość tworzyła zgrany duet, który zgrabnie pozwolił zaaplikować się na włosy i pozostał tam na niecałą godzinę pod czepkiem termicznym.
Wszystko dokładnie spłukałam a włosy był już na tym etapie wspaniale mięciutkie i gładkie. Jednak by uniknąć przeciążenia umyłam skalp Szamponem z Biolavenu, który niebezpiecznie zaczyna zbliżać się do końca :<
I teraz czas na gwiazdę tego wpisu, czyli maskę Kallos, Hair Pro Tox, którą zaaplikowałam solo na więcej 30 minut, bo tyle zajęło mi zrobienie i wypicie zimnej cafe frappe na balkonie. Zazdrościłam w tym momencie Oli, że przebywa na działce i ma na stanie pawilon ogrodowy stalowy, pod którym może przesiadywać w takie gorące dni.
Włosy po spłukaniu i osuszeniu były bardzo miękkie, nie sprawiały problemu przy rozczesywaniu. Widać olejek Evree w takiej formie im podpasował.
Na końce nałożyłam kroplę Eliksiru L`Oreal oraz zostawiłam do wyschnięcia, co przy takiej pogodzie zajęło mniej niż godzinę.
Kolor moich włosów nieodświeżany od ponad 5 tygodni. Niedługo się za to zabiorę, tylko nie mam czasu skoczyć do sklepu by kupić Hennę.
Włosy zostały wstępnie oczyszczone za pomocą szamponu Isana Med. Urea. Odkopałam dziś z szafki maskę Pilomax, Aloes Wax, którą postanowiłam użyć jako odżywienie przed myciem. Niestety, po myciu totalnie się nie sprawdzają u mnie Pilomaxy, toteż takie zastosowanie wydało się warte wypróbowania.
Około łyżkę maski, która ma wspaniałą, gęstą, maślaną konsystencję pomieszałam z łyżką olejku dwufazowego Evree {recenzja, klik}. Całość tworzyła zgrany duet, który zgrabnie pozwolił zaaplikować się na włosy i pozostał tam na niecałą godzinę pod czepkiem termicznym.
Wszystko dokładnie spłukałam a włosy był już na tym etapie wspaniale mięciutkie i gładkie. Jednak by uniknąć przeciążenia umyłam skalp Szamponem z Biolavenu, który niebezpiecznie zaczyna zbliżać się do końca :<
I teraz czas na gwiazdę tego wpisu, czyli maskę Kallos, Hair Pro Tox, którą zaaplikowałam solo na więcej 30 minut, bo tyle zajęło mi zrobienie i wypicie zimnej cafe frappe na balkonie. Zazdrościłam w tym momencie Oli, że przebywa na działce i ma na stanie pawilon ogrodowy stalowy, pod którym może przesiadywać w takie gorące dni.
Włosy po spłukaniu i osuszeniu były bardzo miękkie, nie sprawiały problemu przy rozczesywaniu. Widać olejek Evree w takiej formie im podpasował.
Na końce nałożyłam kroplę Eliksiru L`Oreal oraz zostawiłam do wyschnięcia, co przy takiej pogodzie zajęło mniej niż godzinę.