Quantcast
Channel: sophie czerymoja
Viewing all articles
Browse latest Browse all 380

Moja włosowa historia, Monika

$
0
0
Długo się zbierałam do napisania tego posta. Prosiłyście mnie o to nie jeden raz, ale zawsze się wykręcałam. Nie czułam satysfakcji z obecnego wyglądu włosów i tak czekałam, czekałam. Za namową Oli oraz po wpływem tego, że wraz z zakończeniem roku osiągnęłam swój główny włosowy cel - włosy do talii, postanowiłam, że pokażę Wam jak zmieniały się moje włosy przez lata.
Kiedy byłam małą dziewczynką mama decydowała o ich wyglądzie i tak zapuszczałam je przez całą szkołę podstawową. Raz trochę podcinała mi fryzjerka, raz mama w domu, ale zawsze były długie, co widać na zdjęciach.
Tak wyglądały moje włosy aż do połowy drugiej klasy gimnazjum, kiedy to nagle postanowiłam sama zadecydować o ich wyglądzie i obcięłam je za ramiona, a do tego mocno pocieniowałam. Niestety, nie mam zdjęć z tego okresu ;c Właściwie z całego gimnazjum nie mam żadnego zdjęcia. Pamiętam tylko, że wtenczas nienawidziłam swoje włosy, żałowałam obcięcia, ponieważ wycieniowane włosy wyglądały jak pióra, puszyły się, wywijały każdy w inną stronę.
Nie potrafiłam ich ułożyć i chodziłam właściwie ciągle w związanych. W drugiej klasie też postanowiłam sobie zrobić grzywkę, która towarzyszy mi aż do dziś : )
Włosy podcinałam, żeby ściąć to cieniowanie i trwało to dość długo, chyba około roku. Do liceum szłam z naturalnym kolorem i włosami do łopatek.
W drugiej klasie obcięłam włosy na boba do ramion i chodziłam w takiej fryzurze praktycznie przez rok. Podobała mi się i chętnie bym do niej wróciła kiedyś - włosy nie były cieniowane, tylko obcięte równo, dzięki czemu zwykle nie wywijały się i dobrze się układały, nie sprawiając mi problemów.
Wyjątek na zdjęciu niżej, ale nawet takie nie wyglądały źle.
Umiłowałam sobie krótkie włosy i moja długość oscylowała między bobem, a długością do lub za łopatki. Było tak właściwie przez kilka lat, ale żeby nie było nudno to zainteresowałam się farbowaniem i tak pod koniec pierwszego roku studiów zafarbowałam włosy po raz pierwszy. Była to farba L'Oréal w kolorze mango. Na początku tylko nieznacznie rozjaśniła mi włosy i nadała lekki odcień kasztanowy. Z każdym kolejnym farbowaniem były jaśniejsze i kolor bardziej mi się podobał. Używałam głównie farb Garniera i L'Oréal. Dwa razy farbowałam Joanną, ale szybko się wypłukiwała.
Po mniej więcej roku coś mi się 'poprzestawiało' w główce i zafarbowałam się szamponem koloryzującym Joanny do 24 myć w kolorze jakiegoś ciemnego brązu, który nawet całkiem mi się podobał. Zasmakowałam w ciemniejszych włosach i po wypłukaniu ciemnego brązu postawiłam na granatową czerń, która niestety się nie wypłukiwała nigdy.
Próbowałam rozjaśnić włosy samodzielnie w domu, robiłam kąpiele rozjaśniające, nakładałam dekoloryzator Joanna, bo skoro kolor był z Joanny to może 'lepiej' podziała ;d
W końcu skończyłąm z 'trójbarwem' na głowie, którego nie mam na zdjęciach. 'Stety' albo niestety, bo wtedy nie mogłam na siebie patrzeć. Pamiętam, że pod koniec sierpnia chodziłam w berecie, żeby zakryć kurczakowy czubek i rude coś niżej. Końce dalej były czarne, z prześwitami brązowo-rudego. W końcu wylądowałam u osiedlowej fryzjerki, która podczas jednej wizyty dwukrotnie dekoloryzowała mi włosy. Było minimalnie lepiej, kolor trochę się wyrównał i tak po kolejnych dwóch farbowaniach i rozjaśnianiu u tej samej fryzjerki miałam włosy znów za ramiona i w kolorze ciemnej wiśni. Zdjęcia z tego okresu poniżej:
Spodobały mi się czerwone włosy i zapragnęłam czegoś bardziej intensywnego. Czytając fora internetowe, myślałam, że wiem już wszystko na temat farbowania i spróbowałam sama. Była to farba Allwaves 0.6 GP z wodą 9%. Niestety, kolor złapał głównie na górze i włosy były intensywne tylko do połowy. Nie czekając, po kilku dniach nałożyłam farbę ponownie. Znów bez skutku. Zasięgnęłam porady w internecie i zrobiłam kąpiel rozjaśniającą w domu. Niestety, jedna nie dała efektu, więc zrobiłam kolejną, po czym znów farba z wodą 9%. Kolor wreszcie był taki jak należy:
Niestety, po tygodniu, czyli po kilku myciach wypłukiwał się od połowy włosów do rudego:
Farbowałam więc włosy praktycznie co dwa tygodnie. Potem odkryłam tonery do włosów i to trochę ułatwiło sprawę, ale wykańczało mnie nakładanie co tydzień tonera, brudzące wszystko włosy, wanna, której nie dało się domyć. Ostatnie farbowanie na czerwień miało miejsce przed wakacjami w Tunezji 4 lata temu. Upalne słońce, słona woda szybko rozprawiło się w moimi włosami czyniąc z pięknej czerwieni w ciągu tygodnia miedziano-złote kosmyki.
Po powrocie do domu nikt nie mógł uwierzyć, że włosy mogą aż tak zjaśnieć. Były przesuszone, kruszyły się, ale miały jaśniutki kolor, który mnie zauroczył. Stan włosów dokładnie widać na tym zdjęciu, na którym są pokręcone. Jedno słowo przychodzi mi na myśl: MAKABRA.
Znów je podcięłam, ponieważ trochę urosły i farbowałam co dwa miesiące jakąś Londą, chyba karmelowym blondem. Ale to nie mogło trwać wiecznie i po trzech miesiącach znów postanowiłam, że chcę mieć czerwone włosy. Tym razem odkryłam pianki z Venity, które chociaż nie niszczyły aż tak włosów, ale musiałam ją nakładać co tydzień. W ten sposób miałam znów czerwień, potem róż, początkowo nasycony, prawie fiolet, kiedy się wypłukiwał stawał się pastelowym kolorem. Tak przez kilka miesiące farbowałam znów czerwienią i bawiłam się tonerami. Włosy rosły, a kolor ładnie chwytał, bez rozjaśniania więc byłam zadowolona.
Pewnego dnia, kiedy włosy mocno się wypłukały zobaczyłam, że niektóre są tak spalone, że praktycznie nie mają żadnej barwy - były bardzo jasne, lekko białe. Szczególnie te przy twarzy. Trochę się przeraziłam;d Zbliżało się farbowanie, a ja nie wiedziałam co z tym zrobić i tak kupiłam toner w kolorze pomarańczowym:
Efekt taki jak na zdjęciu, intensywny, szybko się wypłukiwał do jasnej rudości, a po czerwonym i różowym nie było śladu, a ja miałam praktycznie znów rude włosy. Niestety, góra włosów różniła się od reszty:
Od tego momentu przestałam już eksperymentować z kolorami ; )
Z miesiąca na miesiąc dzięki farbowaniu góry włosów woda 9%, a reszty 6% udało mi się powoli z tego schodzić:
Tutaj różnica jest już niewielka.
Włosy miałam praktycznie coraz jaśniejsze, ponieważ farba co miesiąc minimalnie je rozjaśniała:
Od tej pory zaczęłam swoją historię z henną, która możecie śledzić na blogu : )

Na chwilę obecną moje włosy prezentują się następująco:
:

Parę słów w kwestii pielęgnacji : ) Za młodu moja mama dbała o moje włosy. Pamiętam, że używałam typowych szamponów drogeryjnych typu Gliss Kur, L'Oréal Elseve, Timotei. Na szczęście pominęła etap Head&Shoulders ;d
Czasem pryskała moje włosy odżywkami w sprayu, by lepiej się rozczesywały i mniej plątały.
Potem kiedy już przejęłam kontrolę nad pielęgnacją moich włosów kontynuowałam to.
Pamiętam, że gdy zaczęłam farbować włosy po raz pierwszy moją ulubioną odżywką była Pantene do farbowanych. Byłam nią zachwycona. Używałam również L'Oréal Elseve, oczywiście również do farbowanych. Po tragedii z dekoloryzacją sięgnęłam po olej kokosowy, bo tak wyczytałam na wizażu. Niestety, na tak zniszczonych włosach dało to nie najlepsze efekty, a ja się zniechęciłam.
Potem po oleje raczej długo nie sięgałam i skupiałam się na kosmetykach drogeryjnych. Omijałam produkty Nivea, bo myślałam, że nie są dobre. Teraz to moje ulubione odżywki. Oczywiście każdy fryzjer polecał mi jedwab, który nic nie dawał, ale ja namiętnie go używałam.
Świadomą pielęgnację rozpoczęłam dopiero na etapie rudych włosów, czyli około 2,5 roku temu. Na początku regularnie podcinałam końcówki, ponieważ nie zależało mi na długości. Włosy zaczęłam zapuszczać dopiero w 2015 roku. Razem z rozpoczęciem farbowania henną coraz bardziej 'wkręcałam' się we włosomaniactwo : )

Tutaj link do moich 5 Top Produktów, które Wam serdecznie polecam!
http://www.sophieczerymoja.pl/2015/12/moje-ulubione-produkty-do-wosow-monika.html

Viewing all articles
Browse latest Browse all 380