Quantcast
Channel: sophie czerymoja
Viewing all 380 articles
Browse latest View live

Wellness&Beauty, Balsam do rąk z ekstraktem z kwiatów wiśni i kwiatów róży

$
0
0
Na sklepowej półce w Rossmannie zauroczyło mnie opakowanie tego kremu. Jest takie vintage -aluminiowa tubka z zakrętką. Wygląda naprawdę wyjątkowo. Mnie takie szczegóły potrafią urzec i tak krem wylądował w koszyku.


Krem do rąk to niezbędnik większości kobiet. Sama kiedyś nosiłam ów w torebce, szczególnie zimą. Jednak od dłuższego czasu kiedy na noc smaruje dłonie masłem shea i innymi tłuściochami, nie mam problemu z bardzo suchą skórą i kremu do rąk nie zwykłam używać.
Denerwuje mnie zawsze tłusta warstwa na skórze, którą musiałam wycierać potem w chusteczki albo co gorsza, w ubranie ;p
Ten krem pokochałam od pierwszego użycia i zaskarbił sobie już miejsce w mojej torebce (podczas zimowych wieczorów będzie niezbędny niczym odszkodowania z oc niebawem ;d).
Tubka jest jak wspomniałam, miękka aluminiowa z zakrętką. Pojemność aż 100 ml i 12 miesięcy na zużycie po otwarciu. Opakowanie nie mogło być lepsze - wygląda pięknie, a do tego bardzo łatwo dozować odpowiednią ilość. W moim odczuciu w codziennym stosowaniu wystarczy ilość wielkości ziarnka grochu.
Tyle spokojnie wystarczy by pokryć całe dłonie, wysmarować skórki i nie czekać wieczność aż się wchłonie, ponieważ krem wchłania się praktycznie od razu.
Pozostawia jednak bardzo delikatną warstwę wygładzającą naskórek, dzięki czemu dłonie stają się aksamitne w dotyku.
W ogóle się nie lepi, nie klei i właściwie od razu można pisać na komputerze, komórce czy robić inne czynności wymagające naszych rąk.
Zapach to wielki atut kosmetyku. Pachnie wspaniale różanie, z lekką nutką wiśni. Aromat uprzyjemnia aplikację, za każdym razem przenosi nas w magiczne miejsce, do sadu czy do rosarium.
Utrzymuje się na skórze przez dłuższą chwilę, nie ulatnia się od razu.

Cena to około 10 zł, moim zdaniem zdecydowanie warto spróbować. Szczególnie, jeśli tak jak ja, nie przepadacie za kosmetykami do pielęgnacji dłoni. Ten może Wam przypaść do gustu.

W składzie m.in: gliceryna, emolienty tłuste, panthenol, alantoina, ekstrakt z róży, ekstrakt z figi, olej tłoczony z nasion tropikalnego drzewa moringi olejodajnej, olej jojoba, silikon lotny, masło shea.

Aktualizacja włosowa, Sierpień

$
0
0
Moje włosy w sierpniu były przeze mnie wyjątkowo rozpieszczane.
Trafiłam na firmę EcoLab i ta znajomość zaowocowała jednym bublem (maska nawilżająca) oraz dwoma kosmetykami, które wprowadziły prawdziwą rewolucję i widocznie odmieniły moje włosy. Mowa o olejku arganowym oraz szamponie na porost. Uwielbiam obydwa. Szampon już 'zdenkowałam', ale na pewno zamówię niedługo nowy. Olejku starczy mi jeszcze na około dwa miesiące.


Co używałam w tym miesiącu:
Szampony:
Najczęściej, właściwie co mycie używałam wspomnianego szamponu EcoLab, Objętość i przyśpieszenie wzrostu.
Kilka razy umyłam włosy również: mydłem cedrowym, szamponem Loves Estonia oraz Tołpa, Botanic, Hiszpański Ryż, Regenerujący szampon do włosów chroniący kolor.
Do oczyszczania zaopatrzyłam się w taniutki szampon dla dzieci Bambi. Spisuje się świetnie, oczyszcza bardzo dokładnie, ale nie plącze.

Odżywki zostały właściwie całkowicie zastąpione przez maski. Jedyną, którą stosowałam 3 razy na wyjeździe była Nivea, Long Repair.
Z masek rozpoczęłam testowanie Kallosów i były to: Blueberry, Multivitamina oraz Omega. Kontynuowałam również stosowanie Pro - Tox.
Wykończyłam maskę Loves Estonia, którą uwielbiałam.
EcoLab nawilżająca okazała się niewypałem i stosuję ją przed myciem, by jakoś ją wykorzystać.

Olejki to przede wszystkim EcoLab, Arganowy oraz sporadycznie Alterra do włosów.
Rozpoczęłam również testowanie olejku Nacomi.

Z nowości również pojawiła się wcierka, którą regularnie po myciu wcieram w skalp - Joanna, Power Hair. na efekty trzeba jeszcze poczekać, ale na pewno dam znać czy w ogóle będzie się coś działo ;)

Do zabezpieczania końcówek, jako serum niezmiennie Mythic Oil.

Tymczasem wracam do tworzenia posta o moich włosowych planach, w międzyczasie przeglądam strony i katalogi (z Ikei, zawsze przeglądam kilkanaście razy, tak to lubię ;3), ah te pięknie urządzone sypialne, kuchnia w zabudowie. Muszę koniecznie zaciągnąć Olę w najbliższym czasie, pewnie wpadną do koszyka same pierdoły, ale nie zaszkodzi podleczyć oka ;3

Goose Creek, Strawberry Jam, Wosk zapachowy

$
0
0
Woski i świece Goose Creek są według mnie najlepszym wyborem spośród tych, których próbowałam. Yankee Candle zostało zrzucone z piedestału.
Truskawkowy dżem to mój trzeci zapach w formie wosku tej firmy. Z poprzednich jestem bardzo zadowolona. Ten również okazał się strzałem w dziesiątkę.



Opakowanie jest bardzo wygodne, z miękkiego plastiku z przykrywką. Woski przechowuje się w nich niezwykle wygodnie.
W środku mamy 6 podzielonych kawałków. Wystarczy wyłamać kawałek i wrzucić do kominka.
Wprawdzie już na początku muszę przyznać, że zapach nie do końca odpowiada opisowi na stronie i nazwie wosku.
Według producenta to zapach babcinej konfitury truskawkowej, która przywodzi wspomnienie dzieciństwa.
Na sucho rzeczywiście może się tak wydawać, jednak po rozpaleniu czuć zdecydowanie coś więcej. Truskawki są tylko tłem. Na pierwszy plan wysuwają się kwaśne jabłka z odrobiną karmelu.
Całość jest owocowa, bardzo lekka, przyjemna. Taki zapach w domu na pewno spodoba się większości. Mnie na przykład umilał wczorajszy wieczór kiedy przeglądałam stronę http://www.mastermarket.com.pl/, w celu zaznajamiania się z ofertą w związku z minionymi zaręczynami, ale na razie robię tylko rozeznanie... tyle opcji... ;3

Woski tej marki są niesamowicie wydajne i intensywne. Jeden kawałek wystarcza na kilka użyć, u mnie na 4 razy wypalenia po kilka godzin.
Mieszkanie jest całe wypełnione aromatem, który czuć już od progu i utrzymuje się przez kilkanaście godzin po zgaszeniu. Czasem nawet drugiego dnia jest lekko wyczuwalny.

Cena to 22 zł za 59 gram. Dla porównania Yankee Candle to tylko 22 gramy, czyli prawie trzy razy mniej.
Ja nie żałuję na niego ani złotówki : )

niedziela dla włosów

$
0
0
wczoraj (od dłuższego czasu) spędziłam dzień niezmiernie bezproduktywnie, czego zapewne domyśliłyście się po mojej 'stylóweczce' zaprezentowanej na instagramie, klik ;d dziś niestety pobyt w łóżku mam przymusowy, ponieważ (jak to u mnie zwykle bywa) rozchorowałam się w przeciągu jednej nocy ;c dlatego musicie wybaczyć szlafrok i typowo 'niedzielne' zdjęcie - nie miałam siły ani się przebrać, a włosy dostały co im się należało już wczoraj wieczorem, kiedy to jeszcze czułam się dobrze :c żałuję, że nie mam w domu (jeszcze! jutro z Moniką jedziemy na podbój Biedronek ;d) dekoracyjnych kul, klik, klik (widziałyście?;3) zobaczyłam je już parę dni temu i odliczam dni od kiedy będą dostępne ;d to na pewno poprawi mi humor i mam nadzieję, że po tonie leków dam radę wybrać się z Monią ;3

w przyszłym tygodniu, najprawdopodobniej, odwiedzimy z Moniką naszą fryzjerkę - przyznam, że miałam ponownie zdecydować się na cięcie maszynką, efekt był cudowny, końcówki idealne (niestety tylko z daleka, białe kuleczki były widoczne po głębszych oględzinach), ale dość szybko i za często doszukiwałam się po tym cięciu rozdwojonych końcówek, co wcześniej, owszem zdarzało się, ale nie w takiej ilości. dlatego teraz na pewno postawię na nożyczki i może nawet zdecyduję się na jakieś większe niż 3 cm cięcie : ) ale jeszcze muszę rozważyć tą decyzję ;d

włosy dziś prezentują się tak, chyba również odczuwają skutki przeziębienia ;d, wybaczcie jedno zdjęcie, ale na więcej nie miałam sił - natomiast więcej zdjęć pojawi się dziś na NdW Moniczki ;3:



olejowanie:maska blueberry, której odlewką 'poczęstowała' mnie Monika z 2 i troszkę łyżkami oleju z orzechów laskowych trzymane pod folią i ręcznikiem jakieś 30 minut.
mycie: do mojej łazienki wróciła ulubiona alterra, kofeina&biotyna : ) w najbliższym czasie chyba zrobię post, który opublikuje dziś Monika pod tytułem 'włosowe cele', który obejmie również kosmetyki, które będą chciała przetestować i które sukcesywnie będą trafiać w moje ręce : ) mam nadzieję, że chętnie przeczytacie post tego typu : )
maska: ponownie blueberry, co prawda muszę użyć jej solo, żeby coś o niej powiedzieć, ale mam wrażenie, że w działaniu (i konsystencji) przypomina kallos, algae, a ta moim włosom naprawdę średnio przypasowała ;e zmieszałam 3 łyżki z jedną łyżką olejku nacomi, który widziałyście w nowościach. pachnie obłędnie, tak owocowo, kojarzy mi się z fructis'ami ;d a pomieszany z mlecznym sericalem pachnie niczym alpenliebe ;d (tak, wszystko muszę zawszę przyrównywać do jedzenia ;d). całość trzymana około 20 minut. po wyschnięciu włosów w 90% w końcówki wtarłam olej z pestek śliwki, który chyba nie robi na moich włosach (o dziwo, bowiem kiedyś było zgoła odmiennie) jakiegoś 'szału'. niemniej jednak, pachnie cudownie jak zawsze : )
włosy są dość dziwne w dotyku i jeszcze nie wiem czy to wina maski, czy olejku czy jednego i drugiego.

Z racji tego, że blogowi 'stuknęło' 4 lata warto to jakoś uczcić dlatego wypatrujcie niebawem rozdania : ) na pewno zamówimy z internetu coś ciekawego do pielęgnacji włosów, a przeglądając gazetkę hebe, klik - trafiłyśmy na tydzień pielęgnacji włosów gdzie będzie dostępny olejek l'oreal do zabezpieczania końcówek,drugi zaś za pół ceny, klik, klik, więc z racji tego, że nagród będzie więcej niż jedna, to myślimy nad jego zakupem : )

Moje włosowe plany

$
0
0
W kilku punktach spróbuję zabrać wszystko co przychodzi mi na myśl, gdy myślę o moich włosach w przyszłości. Plany, cele, kosmetyki, które chciałabym wypróbować : )


1. Podcięcie końcówek. Ostatnio podcinałam włosy ponad dwa miesiące temu i jeszcze we wrześniu chciałabym to zrobić znów. Jednak tym razem w innym salonie, u tej Pani co zawsze.
Ostatnio podcinałam 3 cm i teraz znów zamierzam skrócić o tyle samo. Trochę szkoda mi długości, ale na pewno włosom to nie zaszkodzi ; d

2. Skoro podcinanie to też zapuszczanie.
Mimo regularnego podcinania ciągle zapuszczam włosy. Pierwszy cel - do talii już prawie osiągnięty. Niestety, po podcięciu będę dążyć do niego na nowo.
Moja mama twierdzi, że bez sensu zapuszczam włosy, bo ciągle je związuje i w ogóle nie noszę rozpuszczonych ;d

3. Stosowanie regularnie wcierek, by zagęścić włosy. Chcę walczyć o jak największą ilość baby hair. Teraz stosuję nowość od Joanny, Power Hair. Potem na pewno spróbuję czegoś jeszcze. Nigdy nie byłam fanką wcierania w skalp czegokolwiek, nie byłam w tym systematyczna. Muszę to zmienić.

4. Chciałabym rozjaśnić odrobinę kolor, dlatego w tym miesiącu będę farbować chemią całe włosy. Od kilku miesięcy rozkładam farbę tylko na odrost, przez co od góry włosy są trochę jaśniejsze, a na długości lekko ściemniały.
Po małym rozczarowaniu Olią od Garniera, planuję kupić farbę, którą farbowałam włosy jeszcze rok temu.
Mowa o Allwaves 9.44 marchewkowy.
Planuję nałożyć go na całość, a potem oczywiście hennę jak zawsze.

Na deser lista kosmetyków, które bardzo chciałabym wypróbować, czyli crm w moim wykonaniu (moja (m. in) strategia wspierania sprzedaży ;D - brzmi dużo lepiej niż 'przepuszczanie kasy' i wypłukiwanie portfela ;d ostatnio trudno mi się opanować, to chyba już nadaje się do leczenia ;d
1. GoCranberry - Intensywnie regenerująca maska do włosów z kolagenem i olejem żurawinowym
O kosmetykach tej firmy czytałam dużo dobrego. Kuszą mnie również inne produkty na przykład krem do twarzy czy peeling, jednak maskę do włosów chciałabym najbardziej. Ma krótki, prosty skład.
2. Głęboko odżywiająca maska do wszystkich typów włosów Królewskie Jagody
Ta maska skład ma już dłuższy, jednak dalej dobry. Moja czupryna raczej lubi się z maskami tej firmy, więc zaryzykowałabym. Sama nazwa i opakowanie wzbudzają moje zainteresowanie.
3. Hawajska odżywka - Puszyste Mango
Wspominałam ostatnio, że uwielbiam wszystko co ma związek z mango? A jeśli są to 'hawaje' i mango to nie może być lepiej. Dostrzegam w tej odżywce szansę na fajny kosmetyk do codziennego użycia na 'chwil kilka' rano.

Inna wersja, mianowicie - Hawajska odżywka - Kolorowa Plumeria, równie kusząca ;3 Skład nieco inny. Ciekawe jakby pachniała ; ) Miałyście może któryś z tych produktów? : )

Niedziela dla włosów

$
0
0
Razem z Olą złapało nas przeziębienie ;c w związku z tym dziś nie mogłyśmy iść robić zdjęć. Za to wczoraj pogoda była jeszcze lepsza, nie padało, choć wiał mały wiatr i słońca nie było za dużo.
Włosy pokręciłam, ale niestety na opasce nie do końca jestem w stanie kontrolować ich skręt. Czasem z jednej strony zakręcą się bardziej, gdzieniegdzie się poplątają, tak jak właśnie widać na zdjęciach. Po prawej stronie zadziało się małe tornado i włosy zaplątały się w opaskę, przez co są trochę potargane.
Na żywo nie było tego tak widać, nie przeszkadzało mi to :)
Niestety loczki nie trzymają się na moich włosach zbyt długo ;c Polecacie jakiś lakier czy piankę, która nie wysusza i nie niszczy? Może któryś z tych? KLIK


Użyłam przed myciem olejku Nacomi. Był on w Hebe za cenę 20 kilku złotych. Przeglądając gazetki trafiłam na ten i również wydaje się fajny KLIK.
Olejek zmyłam po godzinie dwukrotnie szamponem z EcoLab, pobudzającym wzrost, który tym samym zakończył swój żywot ;c
Na jego miejsce nie mam na razie innego i chyba z podkulonym ogonem wrócę do mydła cedrowego, którego mam jeszcze zapas w łazience.
Kontynuuję akcję testowania Kallosów. Na pierwszy rzut poszedł Blueberry, którego sprawdzam na różne sposoby. Tutaj został nałożony w dość obfitej ilości na całe włosy, wmasowany dłońmi. Potem rozplątałam palcami delikatnie większe poplątania co trwało chwilę. Potem Tangle Teezerem wyczesywałam włosy zaczynając od dołu. Najpierw końcówki, potem coraz wyżej. Kiedy całość była rozczesana jeszcze przez chwilę przeczesywałam je szczotką.
Kolejno włosy zawinęłam w turban na 5 minut, po czym spłukałam.
Ta metoda najlepiej sprawdza się u mnie, dając lekko wygładzone włosy, również na końcach. Były miękkie i ładnie się rozczesywały.
Po nałożeniu porcji Mythic Oil wysuszyłam je suszarką z chłodnym nawiewem i pozwoliłam wyschnąć do końca samodzielnie. Zupełnie suche nawinęłam na opaskę grubszymi pasmami niż zwykle. Na zdjęciach są zaraz po rozpuszczeniu. Potem skręt mocno się poluzował, by po około dwóch godzinach rozprostować się prawie całkiem nad czym bardzo ubolewam.
Mam nadzieję, że kolejnego posta będę już pisać w towarzystwie cotton balls z biedronki KLIK : )

Kringle Candle, Wosk zapachowy, Mango

$
0
0
Im bliżej jesieni tym wosków i świec będzie więcej na naszym blogu, tak czuję ;d
Dziś zapach typowo letni, owocowy, przypominający ciepłe miesiące. Wypalam go teraz z tęsknotą za latem, które minęło już raczej na dobre.
To idealne pożegnanie tej pory roku.


Zapach jest bardzo intensywny, ale nie duszący. W ciągu kilku minut wypełnia całe mieszkanie i utrzymuje się przez kilka godzin po wypaleniu, oczywiście z mniejszą intensywnością.
Jeśli ktoś wąchał dojrzały owoc mango, z którego aż cieknie po dłoniach podczas obierania to wie, jak pachnie ten wosk : )
Niesamowicie soczyście, energetycznie i słodko. Wosk nie skrywa w sobie podwójnego dna, nie ma kilku nut zapachowych. Urzeka swoją prostotą i wiernym oddaniem naturalnego aromatu owocu.
Jedyny minus to opakowanie. Oczywiście i tak lepsze takie pudełeczko niż żadne jak na przykład przy Yankee Candle, jednak wosk dość trudno wydobyć ;c
Ja radzę sobie z pomocą noża. Ręką nie jestem w stanie go odłamać i wyciągnąć.
Kiedy już odłamię jedną z 5 części palę ją ponad 6 godzin łącznie nim zupełnie straci zapach. Zwykle gaszę kominek po dwóch, trzech godzinach, więc taki kawałeczek mam na 3 użycia, zatem wydajność oceniam bardzo dobrze.

Teraz zabieram się za post o Blueberry ; ) muszę się wyrobić czasowo z uwagi na fakt, że bratu popsuło się auto i mimo, że czuję się naprawdę niespecjalnie oddam mu przysługę i go odwiozę w 'miejsce przeznaczenia' ;d może już zawczasu powinnam spisać numer kontaktowy ze strony http://www.hol-man.pl/, nigdy nie wiadomo jak wyjdzie ;d

Cena wosku to około 10 zł : ) W Pachnącej Wannie można go kupić za 9,90 zł.

Kallos, Blueberry, Jagodowa maska do włosów

$
0
0
Maska to standardowy jeden litr produktu zamknięty w plastikowym słoiku z nakrętką. Konsystencja jak na Kallosagęsta, konkretna, zwarta, nie spływająca, za co wielki plus. Do tego porządnie śliska, nie 'tępa' w dotyku, dzięki czemu dobrze się rozprowadza na włosach. Zapach na pewno nie jest jagodowy. Właściwie to on w ogóle nie jest owocowy. To nuta bardziej kwiatowa, lekko perfumowana. Zapach utrzymuje się na włosach, jest dość intensywny.



Kallosy ze względu na swoją pojemność u mnie potrafią stać w łazience kilka miesięcy ;d Jeśli już je nakładam to dość hojną ręką, nie żałując ich sobie.
Tej maski specjalnie używałam codziennie przez jakiś czas, by przekonać się jaka naprawdę jest, co jest w niej 'fajne', a co niespecjalnie mi się podoba.
Najzwyklejszy sposób to używanie jako odżywki po myciu na dosłownie chwilę. W tym wypadku włosy podczas nakładania są całkiem w porządku, jednak rozczesanie to nie mały problem. Zajmuje dwukrotnie więcej czasu niż zawsze, ponieważ końce są dość poplątane. Dobrze, że po wyschnięciu czupryna wygląda dobrze.
Stosowana jako maska na dłużej czyli od 15 minut do około 40, daje właściwie takie same efekty. Włosy finalnie wyglądają dobrze, są miękkie i dobrze się układają, ale to rozczesywanie... ;E
Spróbowałam więc metody wprasowywania, ale niestety efekt był taki sam. Sięgnęłam zatem po szczotkę i rozpoczęłam wczesywanie maski we włosy. Początkowo rozplątuje palcami kosmyki, przeczesuje je powoli dłońmi, a kiedy już wstępnie są rozplątane sięgam po TT i idąc od dołu do góry przeczesuję włosy. Kiedy rozczeszę całość to jeszcze przez jakąś chwilę kontynuuje, po czym zawijam w turban termiczny na kilka minut. Po takim zabiegu na pewno wyeliminowałam problem rozczesywania, ponieważ włosy są dobrze rozczesane już podczas aplikacji. To chyba moja ulubiona metoda używania Kallosów.
W mojej opinii maska ta to dobry kosmetyk dla mniej wymagających włosów. Te bardziej zniszczone czy przesuszone na przykład na końcach mogą nie być 'zadowolone'.
Zauważyłam również, że kiedy przed myciem nałożę olej, maska działa dużo lepiej. Wtedy problem rozczesywania zmniejsza się, a włosy zyskują jeszcze więcej odżywienia.
U mnie maska znajdzie zastosowanie co drugie mycie lub rzadziej, oczywiście wczesywana. Między jej zastosowaniami używam bardziej odżywczych produktów i w takim połączeniu włosy mają się dobrze.
Plusem kosmetyku jest to, że nie obciąża, nie przyśpiesza przetłuszczania, a włosy pozostają miłe w dotyku i puszyste.
Cena to około 10 zł.

W składzie typowo dla masek tej firmy: emolienty, olej z awokado, ekstrakt z borówki czarnej, dwa silikony (jeden odparowujący, drugi zmywalny łagodnymi detergentami), niacynamid, pantotenian wapnia, witamina E.
Dobrze, że brak protein, których moje włosy nie lubią : )

Okay, teraz już całkiem poważnie zbieram się z bratem, tylko jeszcze przez chwilę rozpłynę się na ofertą hotelu ze strony http://perlapoludnia.pl/, ah, ostatnio góry (zdjęcie ze strony głównej hotelu jest taaakie piękne!) zważywszy na mój wyjazd na którym mój Narzeczony mi się oświadczył kojarzą mi się jeszcze przyjemniej niż zawsze ;3 gdyby tylko nie obowiązki... od razu bym tam 'poleciała' ;c

Jak Wasze wrażenia względem tej maski? : )

M.

'coś' do mieszkania

$
0
0
Ostatnio coraz częściej zerkam na strony dotyczące wystroju wnętrz. Szczególnie interesują mnie dodatki, ponieważ dzięki nim małym kosztem w mieszkaniu możemy wyczarować nastrój, sprawić by było przytulne, spersonalizować je.
Mam szczęście - mój Narzeczony to prawdziwa złota rączka. Nie ma chyba rzeczy, której nie umiałby zrobić, dlatego w naszym gniazdku znajdą się rzeczy zrobione również przez niego.
W tym na pewno łóżko z palet. Moim zdaniem taki minimalizm w sypialni wygląda pięknie. Koszt palet nie jest wysoki, więc za niedużą kwotę można samemu je wykonać, a zaoszczędzone pieniądze wydać na coś innego ;d
To podoba mi się najbardziej. Jest bardzo funkcjonalne, ponieważ posiada skrytki na drobne przedmioty, książki.
Wygodna kanapa do salonu, mmm... - ta w kolorach szarości bardzo mi się podoba. Ważne by miała oparcia z dwóch stron, tak jak ta.
powyższe zdjęcie pochodzi ze strony http://meblohand.eu/

Jeśli już jesteśmy prze rzeczach DIY to mój Ukochany chciałby również wykonać do salonu stolik kawowy z silnika samochodowego. Niestety, życie polega na kompromisach, więc skoro on zgadza się na miliony świeczek, lampek, lampionów i innych babskich akcesoriów to też muszę okazać dobrą wolę ;d z dwojga złego wolę silnik na środku pokoju niż namalowanego na pół ściany czarnoksiężnika z Angmaru ;p (;*)
powyżej wspomniane łóżko z palet i 'stoliczek' - obydwa zdjęcie pochodzą z tumblr ;3


Jeśli już wspomniałam o lampionach i innych dodatkach to bez wątpienia nie może się obyć bez cotton balls. Dziś zakupiłam takie 'biedronkowe', które bardzo mi się spodobały i na pewno kiedyś kupię oryginalne. Tym bardziej, że jest większy wybór : )
Lubię świeczniki i lampiony na duże świece. Tea lighty za szybko gasną ;c
Ten jest idealny, jeśli zmieści się tam duża świeczka :)
zdjęcie pochodzi ze strony home&you ;3

Na koniec moje cotton balls ;d właśnie znalazłam dla nich miejsce ;3

nowości oraz nadchodzące posty

$
0
0
Paczuszka, którą otrzymałyśmy jakiś czas temu. Na pierwszym zdjęciu widać całość, ale 'bardziej z bliska' - typowo na smaczek pokazujemy jedynie rewitalizującą odżywkę do włosów oraz kurację wzmacniającą do paznokci ;3 Produkty są już we wstępnym użyciu ;d
O czym między innymi będziecie mogły poczytać w najbliższym czasie? ;3
Aktualnie przeglądam strony z, hm, asortymentem dla dzieci (chciałabym przesłać coś siostrzenicy ;3) a sklep, na który wpadłam jest obłędny ;3 Jest tyle rozkosznych do granic możliwości rzeczy (i jakaś blondyneczka z niemożebnie gęstymi włoskami, nie mogę się doczekać kiedy Constantinie urosną włosy!). Zając na chmurce skradł moje serce a pochodzi ze strony http://babydeco.eu/
Sama mogłabym mieć taką lampkę ;d

Escada, Cherry in the air

$
0
0
To zapach limitowany, aczkolwiek niedawno Ola pozazdrościła mi i kupiła go sobie, więc ciągle jest dostępny ; )



Dla mnie to zapach wyjątkowy, ponieważ dostałam te perfumy w prezencie na urodziny. Z tego powodu darzę je ogromnym sentymentem, uwielbiam ich używać, choć dobijają już dna ;c Rozstanie z nimi będzie bardzo bolesne.
Towarzyszyły mi w tylu pięknych chwilach. Jak dziś pamiętam dzień, kiedy je dostałam. Siedziałyśmy wtedy na ławce w parku, dokładnie wiem, na której, a w moje ręce trafiła pięknie zapakowana paczuszka. Był wtedy koniec kwietnia i kwitły drzewka wokół parkowych alejek. Moje ulubione to te o różowych płatkach - kwitnące wiśnie.
Gdy moim oczom ukazało się pudełeczko tak wiosenne i radosne nie mogłam oderwać wzroku. Piękna pani w różowej spódnicy i bluzce uszytej jakby z kwiatów, jadąca  na rowerze, wokół której roiło się o wisienek. Nie spodziewałam się, że flakonik zauroczy mnie jeszcze bardziej.
Szkło jest barwione na różowo, kolory są najjaśniejsze na dole, najbardziej soczyste na górze. Taki efekt ombre bardzo mi się spodobał.
Flakonik przewiązany jest wstążeczką ozdobioną wisienkami. Motyw wiśni pojawia się również na szkle z tylnej strony, co daje efekt trójwymiarowości gdy patrzymy od 'frontu'.
Na zakrętce logo marki, które mieści się również na metalowej części zakrętki na buteleczce.
Zapach jest prosty, ale urzekający ponad wszystko. Nie wyobrażam sobie bardziej dziewczęcego, wiosenno - letniego zapachu niż słodkie dojrzałe wiśnie w towarzystwie pianek marshmallow, z domieszką kwaskowatych malin i zmysłowego drzewa sandałowego.
Niestety, perfumy nie zaliczają się do tych bardzo trwałych ;c
Ale używanie ich to dla mnie taka przyjemność, że nie uważam tego za ogromny minus. Każde psiknięcie to tyle wspomnień, że za każdym razem chętnie po nie sięgam, choć pojemność 50 ml dość szybko się kończy ;c

Na chwilę obecną czytam książkę oraz 'jednym okiem' przeglądam sobie nadruki na szkło - nawet nie wiedziałam, że istnieje takie coś jak nadruk na kabinę prysznicową ;3 'screen', który nie jest screen'em (;d) pochodzi ze strony http://www.cels.pl/ ;d
Niebawem post o babeczce do kąpieli, obiecujemy przestać za jakiś czas, choć już pojutrze będzie świeża dostawa lush'a prosto z anglii, więc trudno powiedzieć, że to ostatnia kula do kąpieli na długi czas ;d

Bomb cosmetics, Deser kakaowy na cztery kąpiele, Czekoladowy

$
0
0
O kulach do kąpieli na blogu często można przeczytać, ponieważ jestem uzależniona od nich. Uwielbiam testować nowe, jak również wracać do tych, które już przypadły mi do gustu.


W gronie takich produktów znajdują się kule firmy Bomb Cosmetics. Nigdy się na nich nie zawiodłam i bardzo często przy okazji zakupów w mydlarni czy sklepie internetowym wrzucam do koszyka choćby jedną, by mieć na czarną godzinę ; )
Nic tak nie poprawia humoru jak ciepła, aromatyczna kąpiel, która nie dość, że rozluźnia, pomaga zapomnieć o smutkach i troskach (szczególnie w towarzystwie lampki szampana ;3) to jeszcze dba o skórę.
Ja od razu po wynurzeniu się z wody czuję się lepiej, gdy widzę, że skóra nabrała miękkości, jest gładka i miła w dotyku. A do tego pięknie pachnie.
Po takiej kąpieli nogi same niosą mnie pod kołdrę, gdzie zapadam w błogi sen, podczas którego przez całą noc towarzyszy mi zapach czekolady.
Jestem statystyczną kobietą i czekolada bardzo poprawia mi nastrój : )
Taka kula zamiast na 4 użycia starcza mi tylko na dwa, ale to moja wina, a raczej słabość. Po prostu często zapominam ją wyciągnąć z kąpieli w trakcie. Poza tym lubię czuć obfitą tłuściutką warstwę na skórze.
Cena to 18 zł w sklepie Pachnąca Wanna.

W ogóle w październiku wybieramy się do Łodzi, już nawet zarezerwowałyśmy hotel (i taki ciekawy zbieg okoliczności, bo pisząc o tym weszłam na stronę http://www.gpsguardian.pl/, a tak szata graficzna utrzymana w klimacie 'dawnych lat' ;d) na pin up and burlesque party ;3 nie możemy się doczekać ;3

M.

#gift

$
0
0
przyznam, że nie pomyślałabym nigdy o perfumach britney spears (;d), ale ten flakon (podobnie jak zapach) przypadł mi do gustu zważywszy na fakt, że przypomina mi jakieś 'egzotyczne' miejsce ;d turkusowo-zielonkawa woda obijająca o brzeg, skąpana w promieniach słońca - właśnie tak myślałam o 'nich' kiedy robiłam zdjęcia ;3 nie na darmo nosi nazwę island fantasy, uwielbiam wszystko co bezpośrednio i pośrednio jest 'tropical' ;d
już nie mogę się doczekać kąpieli z tymi cudownym kulami ;3
powyżej 'ptaszki', które robi sąsiadka mojej siostry : )
a teraz wracam do frytek z kfc, już lekko ostygły zanim mi je dowieziono (w tablecie mam godzinę do tyłu, zawsze zapominam zmienić!) ;d 'screen' ze strony http://combeenut.pl/. dziś post o kallosie multiwitamince ;3

Kallos, Multivitamin

$
0
0
Po zapoznaniu się dokładnie z maską blueberry, (klik, klik recenzja ;3) przyszła pora na kolejną . Tym razem multivitamin. Niestety, ani jagodowej ani tej nie mogłyśmy nigdzie kupić stacjonarnie, więc zostały zamówione z internetu : ) Koszt jednego litra to standardowe 10 zł. O opakowaniu nie muszę chyba mówić - wszyscy wiedzą, że jak Kallos to duży plastikowy słoik z zakrętką. Dla mnie to dość wygodne, a może się przyzwyczaiłam. Za taką cenę nie ma co wybrzydzać.



Konsystencja i zapach bardzo mnie zaskoczyły. Już podczas pierwszego otwarcia opakowania w nozdrza uderzył mnie piękny, bardzo intensywny zapach. Maska pachnie ślicznie sokiem multiwitamina. Ja od dziecka uwielbiam takie soki i zawsze chętnie je kupuję, wiec ten zapach spodobał mi się ogromnie. Szczególnie, że jest mocny i trwały. Konsystencja zaś wyjątkowo gęsta i maślana, świetnie się rozprowadza na włosach, właściwie ślizga się po nich. Nie spływa, trzyma się na miejscu nawet jeśli chodzę z nią na głowie po mieszkaniu bez turbanu, bez niczego co mogłoby zabezpieczyć 'konstrukcję' ;d. Dzięki temu jest na pewno bardziej wydajna niż rzadsze wersje Kallosów. Na moje włosy wystarczy porcja około dwóch łyżek, aczkolwiek ja Kallosów sobie nie żałuję i włosy są nią grubo pokryte. Najczęściej stosowałam ją jako odżywkę na kilka minut i tutaj sprawdza się podobnie jak Blueberry, z tą różnicą, że włosy minimalnie lepiej się rozczesują. Poza tym są miękkie, błyszczące, lekkie. Nałożona metodą wczesywania daje dużo lepszy efekt - dodatkowe wygładzenie (szczerzej o 'wczesywaniu' pisałam przy okazji tej recenzji, klik). Plusem tej maski jest na pewno to, że ładnie ujarzmia włosy, niweluje puszenie. 'Wczesywanie' zajmuje kilka minut a efekt jest tego wart. Ostatnio postanowiłam maskę zastosować jako dłuższy kompres po myciu, na około pól godziny i od tej pory to jest moja ulubiona metoda. O ile inne Kallosy w takim zastosowaniu nie dawały efektu wow, tak ten po 30-40 minutach niesamowicie zmiękcza włosy i ułatwia rozczesywanie, co nie ma miejsca po kilku minutach z nim ; d Moim zdaniem to jedna z lepszych masek w tej cenie. W moim przypadku nie spowodowała poprawy stanu włosów, ale nie ma co na to liczyć. Jest to dobry kosmetyk jako uzupełnienie pielęgnacji.

Aktualnie zabieram się za malowanie i przygotowania, ponieważ wybieram się do Narzeczonego na Gwarki ; ) na chwilę obecną przeglądam z mamą http://www.blach-kancelaria.pl/, ponieważ co jak co, ale pomocy w internetowych poszukiwaniach mamie odmówić nie mogę ;d jutro niedziela dla włosów a tymczasem życzę Wam miłego weekendu! : )

Miałyście tą wersję Kallos'a? Jak się sprawdziła? : )

M.

Pasy, pończochy, bielizna szyta na miarę - jak to 'ugryźć'?

$
0
0
Niedawno jedna z Czytelniczek poprosiła nas o wpis związany z dobieraniem rozmiarów bielizny, pasów i pończoch. Większość sklepów szyjących biustonosze, bieliznę koronkową, o których była mowa na naszym blogu to firmy szyjące pod wymiar. Najczęściej wystarczy zmierzyć się ciasno centymetrem po biustem i w biuście, a następnie przesłać wymiary do sklepu. Wyjątkiem jest tutaj sklep illusivelingerie, który prosi również o wymiar szerokości i wysokości miseczki.


Moim zdaniem to wielki atut, ponieważ mamy pewność, że nasze piersi będą idealnie leżeć w biustonoszu, nic nie będzie się 'wylewało' bokiem. Z mojego doświadczenia najbardziej mogę polecić właśnie ten sklep oraz Rilke, które również uszyło idealny rozmiar. Teraz rozglądam się za czymś nowym i na pewno ewentualny zakup zostanie pokazany na blogu : ) Jeśli chodzi o pasy do pończoch to polecam dwa sklepy plus Allegro, które jest kopalnią perełek, jednak trudno trafić na swój rozmiar ;c Pierwszy to gretavintagestore. Z tego sklepu posiadamy tylko pasy zapinane z tyłu tak zwane garterbelt. Rozmiary w zupełności pokrywają się z tabelką na stronie. Atutem jest możliwość zamówienia pasa z dodatkowym zapięciem, jeśli nie jesteśmy pewne czy rozmiar nie będzie za mały. Ja ostatnio skorzystałam z takiej możliwości i jestem ogromnie zdowolona. Pas okazał się dobry rozmiarowo, ale gdybym chciała jednak luźniejszy to mogę z łatwością to osiągnąć przepinając haftki. Jeszcze jedną opcją jest poproszenie o skrócenie podwiązek, co również przy ostatnim zakupie zrobiłam. To idealne rozwiązanie dla kobiet, które lubią nosić pończochy wysoko, pod pośladkami. Szczególnie cenne jest skrócenie przednich podwiązek, ale ja mam skrócone wszystkie : ) Jeśli zamawiałabym pas girdle z gretavintagestore na pewno wzięłabym rozmiar mniejszy, by uzyskać efekt modelujący. Jednak jeśli ktoś nie lubi czuć się ściśnięty to raczej sugerować się tabelką. u Grety niedługo nowa kolekcja pasów, klik! ♥


Drugi sklep to nylony.pl

Pasy z tego sklepu są autentycznie przepiękne. Posiadają jednak małą wadę, która wynika z platerowanych złotem regulatorów i żabek. Gumowe części podwiązki, w które zapina się pończochę 'lubią' wypadać ;c Ja dodatkowo nie trafiłam z rozmiarem i mój pas musiałam zwrócić. Kupiłam według tabelki rozmiarów i niestety był za duży, zsuwał się na biodra, czego nie lubię. Kwestia rozmiarów pończoch nylonowych to temat rzeka i jeśli ktoś jest zainteresowany kupnem a nie wie jaki rozmiar to chętnie podpowiem : ) Z mojego doświadczenia mogę poradzić jako pończochy praktycznie niezniszczalne Cerviny. Mam kilka par w różnym wydaniu i wszystkie są fantastyczne. Rozmiarówka Cervinów jest dość stała, chociaż zdarzają się wyjątki od reguły i czasem trafi się felerny egzemplarz, który jest mniejszy lub większy niż standardowe. Cerviny mają nylonowe manszety w większości modeli i te kupuję w rozmiarze większym niż zwykle, by mieć pewność, że udo będzie dobrze leżeć i nic nie będzie się wbijać. Nylonowa manszeta nie rozciąga się prawie w ogóle więc to ważne. Manszety materiałowe rozciągają się bardzo, są podatne i dużo wygodniejsze. Wtedy kupuję rozmiar ten co zawsze, bo wiem, że uda będą miały się dobrze ;d Pończochy Gio posiadam tylko w wersji FF, czyli tej najbardziej 'ekskluzywnej'. Są one ogromnie rozciągliwe zarówno wszerz, jak i wzdłuż, dlatego rozmiar biorę o jeden mniejszy. Manszeta również miękka i wygodna, bardzo podatna na rozciągnięcie. To samo z pończochami marki Eleganti. Są bardzo podobne do Gio, mają również dużą rozciągliwość pończochy i manszety. Te dwie marki mogę polecić bardziej krąglejszym paniom w 100%. Pończochy vintage to coś na co więcej się nie skuszę. Kupiłam dwa razy, za każdym razem pamiętając, że wychodzą krótsze i niestety nigdy nie były dobre. Pończochy vintage są dla osób, które lubią nosić pończochę mniej więcej w połowie uda, ponieważ są zwykle bardzo krótkie. U mnie nawet jeśli leżały dobrze w stopie to sięgały powyżej kolana albo właśnie do połowy uda. Rozmiar również należy wziąć o jeden większy. Jeśli to FFy vintage można kupić dwa rozmiary większe i liczyć na to, że dzięki temu będą sięgać wyżej, a wykończenie na stopie i tak będzie wyglądać dobrze : )


Jeśli macie jakieś pytania, wątpliwości, chciałybyście dowiedzieć się czegoś więcej, tudzież po prostu 'coś' jeszcze związanego z tematem Was zastanawia, piszcie śmiało pod tym postem bądź na maila : )
M.

Niedziela dla włosów

$
0
0
Niedziela dla włosów w wersji bardzo skróconej ponieważ mam zepsuty komputer i pisanie każdego zdania zajmuje mi wieczność, nie wspomnę o tym ile nerwów mnie to kosztuje ;c (komentarz nie-autora - Monice nie działa ani spacja, ani literka 'z', także proszę sobie wyobrazić również mój ból w roli edytora tekstu, haha!).
Na pocieszenie chyba na kolację upichcę to, KLIK! Wygląda apetycznie, prawda?;3
Włosy ponownie w wersji kręconej, ponieważ bardzo mi się takie podobają.
Nie zauważyłam zniszczenia po kilku użyciach co zachęca mnie do częstszego korzystania z lokówki, tym bardziej, że wreszcie odkryłam sposób by loki dłużej się trzymały, a włosy (tytułem kręcenia) tak nie 'cierpiały'.


Zainwestowałam w piankę do włosów z Nivei, która nie ma w składzie alkoholu.
Zanim jednak użyłam pianki... - włosy zostały oczyszczone szamponem bambi dwukrotnie.
Na mokre włosy nałożyłam porcję olejku Nacomi pomieszanego z tym KLIK!(ja mam kokosową wersję), a na to porcję maski nawilżającej z EcoLab.
Całość trzymałam około czterdziestu minut po czym umyłam dwukrotnie mydłem cedrowym by mieć pewność, że włosy nie będą tłuste.
Ostatni krok pielęgnacji to maska Kallos, Multivitamin potrzymany jako kompres około 30 minut.
Po tym czasie daje naprawdę fajny efekt o czym pisałam w poście na jej temat, klik!.
Nie nałożyłam olejku Mythic Oil na mokre włosy jak robię zwykle, tylko od razu przystąpiłam do suszenia suszarką.
Włosy prawie suche pozostawiłam na chwilę by wyschły do końca, a ja w tym czasie zajęłam się przesadzaniem do doniczek wrzosu, KLIK, który kupiłam na promocji za niecałe 2 złote za sztukę : )
Wrzosy pięknie wyglądają jesienią i nie mogłam się opanować, tym gorzej dla mnie, że stały blisko kasy ;d
Na całkowicie suche włosy nałożyłam sporą ilość pianki.
Bałam się, że poskleja kosmyki, ale nic takiego nie miało miejsca. 'Wczesałam' ją dokładnie TT i rozpoczęłam nawijanie na rozgrzaną lokówką.
Kiedy włosy przestygły zaaplikowałam pompkę Mythic Oil dla nadania połysku i zabezpieczenia końcówek.
Włosy rozprostowały się trochę z czasem, ale skręt pozostał nawet dziś na drugi dzień. Poza tym nie miałam problemu z rozczesaniem ich – postały miękkie i miłe w dotyku.
Lakieru już więcej nie tknę;d

tydzień w zdjęciach

$
0
0
kocham wrzos miłością nieopisaną ;3
a między innymi tak minął mi wczorajszy wieczór po Gwarkach ;d wiedziałam, że jak zgodzę się na stoliczek kawowy z silnika samochodowego, to się zacznie ;d asortyment ze strony http://www.cemasz.pl/ ;d może tym razem stolik nocny z jakieś części do maszyn budowlanych, hm..., mój Ukochany nie przestaje mnie zaskakiwać!;d za wczorajszy dzień dziękuję bardzo ;*

Nacomi, Maska do olejowania włosów 7 Oils

$
0
0
Olejek kupiłyśmy w Hebe za cenę około 25 zł z tego co pamiętam. Nie jestem pewna, ponieważ było to już dawno, a sam kosmetyk był w promocji.
W internecie można znaleźć go za około 30 do 35 zł, także warto polować na niego w Hebe : )


Uwagę przykuwa ciężka butelka o smukłej linii wykonana ze szkła. Zakończona jest pompką, która niestety nie jest idealna. Mogę jej zarzucić, że często się zacina i nie dawkuje odpowiedniej ilości ;c
Produkt nadrabia za to zapachem. Aromat jest przepiękny, słodki, owocowy. Kojarzy mi się z owocami tropikalnymi, ale takimi polanymi jakimś słodkim, kalorycznym syropem. Kolor to słoneczny żółty.
Konsystencja jest gęsta, nie spływa z dłoni, a jego aplikacja trwa chwilę dłużej niż przy lżejszych olejkach. Jednak już mała ilość starcza, by pokryć nim włosy. Ja jednak nie używam olejów w dużej ilości, więc dla mnie jest on naprawdę bardzo wydajny.
Ponadto nie mam większych problemów ze zmyciem go, ale oczywiście i tak zapobiegawczo, by uniknąć smalcu na głowie, myję włosy wtedy dwa razy.
Ja najczęściej aplikuję go do wysokości uszu, a po reszcie przeciągam tylko prawie suchymi dłońmi. Olejek działa tylko po dłuższym czasie, czyli więcej niż godzina. Kiedy nałożyłam go tylko na pół godziny z braku czasu - nie było właściwie żadnej różnicy na włosach.
Po przetrzymaniu powyżej godziny włosy po umyciu są dużo bardziej lśniące i gładkie. Dostrzegalnym plusem jest ułatwienie rozczesywania oraz minimalizowanie plątania w ciągu dnia. Nie muszę tak często sięgać po szczotkę, również przeczesanie dłońmi nie sprawia takiego problemu.
Moją ulubioną metodą na dodanie mięsistości i objętości włosów jest nałożenie oleju na mokre włosy, a na to maski (u mnie najczęściej EcoLab nawilżający lub Pilomax) i przetrzymanie około 45 minut lub więcej. Czasem po prostu mieszam łyżkę oleju z maską.
Myję włosy standardowo szamponem lub mydłem cedrowym, a po wysuszeniu włosów jest jakby więcej. Gdy zbieram je w kucyka czuję ich większą ilość. Są cięższe i bardziej śliskie.
Od kiedy regularnie używam Olejku Nacomi zamiennie z olejkiem EcoLab dostrzegam, że moje końcówki są w lepszym stanie - bardziej miękkie, gładkie, a do tego nie zauważam tyle rozdwojeń.

W składzie mieszanka siedmiu olejków:
olej arganowy
olej inca inchi
olej jojoba
olej macadamia
olej kokosowy
olej ze słodkich migdałów
olej sojowy

M.

L`biotica, Active Lash, Efekty, Zdjęcia

$
0
0
Mam niemałą obsesję na punkcie rzęs i właściwie na okrągło czymś je smaruję, używam różnych odżywek, serum czy domowych sposobów.
Z tańszych produktów używałam kremu do rzęs oraz serum z L'biotica, które kosztowały kilkanaście złotych, pomadki Alterra, olejku rycynowego, odżywek drogeryjnych np. My Secret oraz Eveline.
Jedną z pierwszych, którą używałam była odżywka z Oriflame. Właściwie wszystko co wydaje mi się korzystne cenowo prędzej czy później mam ochotę przetestować. Np. tą odżywkę KLIK.
Miałam również do czynienia z Revitalash oraz Long4Lashes. Te dwie dały u mnie świetne efekty. Rzęsy wyglądały niczym sztuczne, a długością sięgały niemal brwi. Efekt utrzymywał się kilka miesięcy po zaprzestaniu stosowania, więc moim zdaniem warto się wykosztować : )

Poniżej zdjęcia rzęs przed kuracją ;3

Zachęcona promocją w Hebe skusiłam się na odżywkę Active Lash z L'biotica. Kosztowała ona koło 50 zł. Najwyraźniej coś się zmieniło z ceną, ponieważ teraz widzę, że jest przeceniona jeszcze taniej KLIK. Opakowanie wygląda bardzo ekskluzywnie. To zamykana magnetycznie mała 'kosmetyczka', wygląda niczym opakowanie po wiecznym piórze, tylko zamiast pióra znajduje się tam opakowanie z odżywką.
Nie powiem, robi wrażenie. Całość wygląda bardzo porządnie. Samo opakowanie odżywki również zostało dopasowane do etui.
Producent zaleca używanie kosmetyku przez 8 do 10 tygodni. Moja kuracja trwa już blisko trzy miesiące. Przykładałam się rzetelnie do aplikacji i każdego dnia wieczorem nakładałam produkt na nasadę rzęs.
Mijały tygodnie, a ja nie widziałam efektów. Nie dostrzegał ich również nikt z mojego otoczenia, nawet Ola ;c
Niestety, jak widzicie po zdjęciach odżywka właściwie u mnie nie zadziałała ;c Rzęsy minimalnie się wydłużyły i tyle. Również te dolne są trochę dłuższe, jednak to jedyna różnica.


Zaprzestaję używać odżywki niedługo, ponieważ brak efektów zniechęca mnie. Mam jej jeszcze w opakowaniu na pewno trochę, ponieważ na pędzelku za każdym razem produktu jest taka sama ilość. Plusem jest to, że nie podrażniła mi oczu, nie piekła nawet jeśli wpadła odrobina do oka, a smarowane okolice rzęs nie były zaczerwienione, jak to miało miejsce w przypadku Long4Lashes, którą właśnie możecie kupić w promocyjnej cenie KLIK.



Skład: Aqua, Pantylene Glycol, Hydroxyethylcellulose, Bimatoprost, Panthenol, Hydrolyzed Keratin, Allantoin.
Skopiowany z wizaz.pl, ponieważ niechcący wyrzuciłam ;d

'NdW', remington your style, efekty ;3

$
0
0
doszłam do wniosku, że skoro i tak musiałam przesunąć włosowe spa na dziś, to post pojawi się tego samego dnia - zatem ponownie przedwczesna NdW : )
moja niedziela miała wyglądać tak jak każda inna w moim wykonaniu - czyli pielęgnacja, koczek i zdjęcie, ale tym razem, tytułem urozmaicenia, postanowiłam wykorzystać fakt, że dziś odwiedziła mnie Monika i poprosiłam ją o zrobienie mi loczków - zupełnie innych niż zwykle uzyskuję w 'naturalny' sposób po koczku ; )
sprzęt, który został użyty - klik, klik. bardzo się cieszę, że po otrzymaniu sprzętu do testów (a następnie jego odesłaniu) kupiłam Monice na urodziny własną 'sztukę' ; ) teraz również i ja mogę raz na czas skorzystać ze sprzętu ;3 do uzyskania skrętu widocznego na zdjęciach użyłyśmy 'tradycyjnej' końcówki (z klipsem).



zanim jednak przystąpiłyśmy do kręcenia w przeddzień odwiedzin (czuję się jakoś dziwnie staro kiedy tak piszę) włosy dostały odpowiednią dawkę pielęgnacji. wiedziałam, że na sam koniec nałożę glutka z siemienia lnianego - po pierwsze, zawsze widocznie podbija objętość moich włosów, a po drugiego - bardzo dawno go nie użyłam. niedługo czeka mnie farbowanie i zamierzam rozrobić hennę z wcześniej przygotowanym glutkiem lnianym (w połączeniu z wodą). wyczytałam o tym u Ewy z bloga Włosy na emigracji i postanowiłam, że chętnie spróbuję : )
olejowanie: na długość mieszanka orientany, ajurwedyjskiej kuracji do włosów + baby dream fur mama w proporcji 1:1, moje włosy lubią takie mieszanki ;3
mycie: emulgowanie kallos, multivitamin (blueberry na pewno więcej nie kupię, co prawda moje włosy ładnie po niej odbijały światło, ale końcówkom, mimo wcześniejszego olejowania ulubionym olejem, ewidentnie czegoś brakowało, ponadto plątały się bardziej niż zwykle), po chwili masowania włosów pokrytych maską, spłukałam włosy ciepłą wodą i umyłam alterrą, kofeina&biotyna. na chwilę obecną mogę powiedzieć, że właśnie zamówiłyśmy z Moniką nowości zarówno dla nas, jak i dla Was - na rozdanie ; )
maska: mleczny serical - przeciągnęłam nim po włosach przez niecałą minutę (zawsze genialnie ułatwia mi rozczesywanie - nawet jeśli jest na włosach przez tak krótki czas). następnie na spłukane ciepłą wodą i odsączone z niej (tj. z wody) włosy nałożyłam glutka lnianego na jakieś 45 minut - po tym czasie spłukałam całość chłodniejszą wodą.

przed przystąpieniem do kręcenia Moniczka zabezpieczyła mi włosy mythic oil ;3

a jak wyglądały moje włosy (tutaj lekko podciągnięte instagramowym filtrem, dawno nie było instagramowego bonusika ;d) przed kręceniem po rozpuszczeniu - jeszcze przed rozczesaniem?
'wypuszczone' z upięcia na noc ; )

muszę koniecznie przejść się do sklepu po oliwę z oliwek, ponieważ mimo wszystko u mnie ten produkt schodzi jak woda - jem ją praktycznie każdego dnia ;d i często stosuję do ulubionego zabiegu na włosy (laminowania), jak również do masek końcowych ;3 ja na pewno skuszę się na tą oliwę z oliwek kalamata, klik, klik, jak również na tą 'normalną' ;3 mają zupełnie inny smak, no przynajmniej je odczuwam znaczną różnicę : ) jestem 'zarażona' miłością do greckiego jedzenia przez mojego szwagra ;3
a ostatnio będąc w naturze zastanawiałam się nad tą szczotką, klik! jest aktualnie w promocji a myślę, że fajnie by się spisywała (no przynajmniej u mnie od czasu do czasu by się przydała).
: )
Viewing all 380 articles
Browse latest View live